Witold Rowicki. Ten, który reaktywował NOSPR Alan Misiewicz

Witold Rowicki w ciągu swojej długiej kariery dyrygenckiej zapisał na płytach blisko 100 różnych kompozycji, a po drodze zyskał miano „Karajana wschodniej Europy”. To on również reaktywował największe w Polsce orkiestry - Wielką Orkiestrę Symfoniczną Polskiego Radia w Katowicach i Filharmonię Warszawską.

Cenili i szanowali go wybitni wirtuozi i kompozytorzy. W kręgu znawców muzyki Karola Szymanowskiego stał się autorytetem w dziedzinie interpretacji jego dzieł. Cokolwiek by robił i gdziekolwiek by był, zawsze znajdował czas na swoje hobby.

Kochał zwierzęta, psy i koty zawsze biegały po jego domu, uwielbiał chodzić do zoo albo karmić gołębie. Był zapalonym automobilistą. Chętnie odwiedzał fabryki, w których produkowano samochody, o których zresztą potrafił dyskutować długie godziny. A o nim długie godziny dyskutowali uczestnicy Konkursów Chopinowskich, podczas których był dyrygentem-akompaniatorem.

Uroki dzieciństwa

Jedno z najdawniejszych wspomnień muzycznych Rowickiego dotyczyło jego rodzinnego domu. Urodził się 26 lutego 1914 roku w rosyjskim Taganrogu nad Morzem Azowskim w polskiej rodzinie. Jego siostrą cioteczną była Tamara z rodu słynnych Skriabinów i to ona pewnego dnia zagrała mu na pianinie tak pięknie, że mały chłopiec od razu pokochał muzykę. Gdy miał 9 lat, wraz z rodziną przeniósł się do Polski, uczył się w Żywcu i Nowym Sączu.

W tym ostatnim mieście grał w orkiestrze - początkowo na skrzypcach, ale zauważono, że ma smykałkę do dyrygowania. Właśnie wtedy zapragnął swoje życie związać z muzyką, co napotkało opór ze strony jego rodziców. Nawet jego ucieczka do Krakowa na studia nic nie pomogła. W tamtejszym Konserwatorium Towarzystwa Muzycznego trafił do klasy Artura Malawskiego. "Zwolniono mnie z części opłat, które były dość wysokie, dzięki temu, że profesor Malawski zrzekł się wynagrodzenia i uczył mnie bezinteresownie" - mówił w jednym z wywiadów.

Studiował grę na skrzypcach, teorię i kompozycję. "Mój nieoficjalny debiut dyrygencki nastąpił w gimnazjum, gdzie kierowałem szkolną orkiestrą. Za publiczny debiut uważam występ w krakowskiej operze, kiedy to przeczytałem pierwszą poświęconą mi recenzję prasową" - opowiadał.

Uroki wojny i powojnia

Nastał czas okupacji hitlerowskiej, podczas której Niemcy rozstrzelali jego brata za działalność w AK. Dla niego był to jednak czas podjęcia studiów dyrygenckich, kompozytorskich i muzykologicznych. Witold został altowiolistą w Filharmonii Generalnego Gubernatorstwa (lata 1943-1944). Ten może niezbyt chlubny epizod z życia dyrygenta wytłumaczył słynny krytyk Jerzy Waldorff, mówiąc, że "schowanie się w tej orkiestrze to bodaj jedyna możliwość przeżycia dla muzyków".

Świetnie rozumieli to i inni "schowani" tam słynni artyści: Halina Czerny-Stefańska, Wiktoria Calma czy Władysław Wochniak.

Zakończenie wojny to punkt zwrotny w jego życiu artystycznym, i to z kilku powodów: przeszedł do działu muzycznego Polskiego Radia w Krakowie, a chwilę później zajął się w Katowicach organizacją Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia. Przyjechał tam z 16-osobową grupą muzyków, toteż orkiestra początkowo miała "charakter małego zespołu salonowego prezentującego sporo pozycji popularnych".

23 marca 1945 r. Rowicki poprowadził pierwszy koncert, który tak wspominał: "Front był kilkanaście kilometrów dalej. Graliśmy w studiu radiowym, w którym na szczęście Niemcy ulokowali szwalnię mundurów i budynek nie został przez nich zniszczony. Mieliśmy gdzie grać i spać, pozostawione mundury służyły za materace, moją pierwszą gażą były dwa kilogramy koniny". W 1947 roku nastąpiła roszada na stanowisku szefa, bowiem kierownictwo przejął osławiony w dyrygenckiej Europie Grzegorz Fitelberg.


Uroki Warszawy

Ale WOSPR to niejedyne dziecko Rowickiego, które niebawem stało się słynne w kraju i poza jego granicami. W 1950 r. reaktywował Filharmonię Warszawską (dzisiejsza Filharmonia Narodowa), a już 12 stycznia 1951 roku poprowadził inauguracyjny koncert.

Wspominał początki: "Pierwsze próby robiliśmy na schodach w foyer, bo scenę zajął zespół operowy. Błąkaliśmy się po innych teatrach, graliśmy w Hali Mirowskiej". Ale później warszawska prasa pisała: "Dziś orkiestra Filharmonii Warszawskiej, po roku pracy, jest drugą - po katowickiej radiowej - co do poziomu orkiestrą w kraju. (...) Ma ambicję wydrzeć Katowicom palmę pierwszeństwa - choć pracuje bez własnej sali prób, choć około 40 muzyków pozostaje nadal w nieodpowiednich warunkach mieszkaniowych, choć orkiestrze brak wielu ważnych instrumentów". A mimo wszystko "Karajanowi wschodniej Europy" udało się wprowadzić ten zespół do największych sal koncertowych świata.

Znajdował też czas, aby pracować z Royal Philharmonic Orchestra, London Symphony, Münchner Philharmoniker, Orchestra del Teatro alla Scala. Na emeryturę przeszedł w 1977 roku, ale nie zaprzestał działalności artystycznej. Zmarł w Warszawie 1 października 1989 r.

Opublikowano w: Gazeta Wyborcza Katowice, 11 stycznia 2016

< 18/19 >

Opublikowano w: Gazeta Wyborcza Katowice, 11 stycznia 2016